sobota, 24 grudnia 2016

Świąteczna ova








Choinkowe światełka rozjaśniały półmrok. Zapach wigilijnych potraw łechtał podniebienie.

            Zimno wypełniło dom gdy Ikki Hiyori otworzyła raptownie drzwi. W dłoniach trzymała worki napakowane jedzeniem. I, choć tak ciepło ubrana, policzki miała zaróżowione. Bynajmniej nie z zimna!

-Czemu to robimy Yato? – zapytał Yukki w pokoju obok.
Gdy zdradzili współlokatorom swoje tegoroczne świąteczne plany Kofku wpadła w szał zakupów. Teraz cały salon, ba!, cały dom, zawalone były różnokolorowymi łańcuchami i świecidełkami (oczywiście z przewagą różowych). Nawet Daikoku się udzielił- kupił największą choinkę jaką znalazł i przytachał do domu. Mina sprzedawcy była bezcenna J.

- Czemu obchodzimy święta?
Młody przytaknął.

-A co robisz jak wchodzisz do świątyni obcego bóstwa?
Zamyślił się.

- No chyba… modlę.

-Właśnie. Dla chrześcijan to jedno z najważniejszych świąt w roku. W ten sposób wyrażamy szacunek innym religiom.
I jest żarełko!~
Yukki uśmiechnął się pod nosem. Choć nigdy wcześniej nie obchodził świąt (a przynamniej tego nie pamiętał) wydawało mu się to miłe. Choinka, prezenty, a co najważniejsze bycie razem- ten Yato, choć raz wpadł na mądry pomysł.

Złapał ją w ostatnim momencie. I już chciał skrzyczeć swojego pana za nieuwagę, ale pojął jej powód. Do pokoju weszła Hiyori.
Nie zważając na reakcję chłopców podeszła do radia włączając w nim jakąś angielską stację.

‘’I don't want a lot for Christmas 
There's just one thing I need ‘’

Szybko włożyła  Yukkine czerwoną czapkę, taką samą jaką miała na głowie i stanęła na paluszkach przed Yato by założyć mu podobną. Oboje się uśmiechnęli.

- Pięknie wyglądasz.
Nie zdawała sobie sprawy jak dobrze leży na niej ta błękitna, rozkloszowana u dołu sukieneczka podkreślana rajtuzami w kropeczki.

-Dziękuję…- zarumieniła się. I na jego policzkach pojawił się róż.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.

‘’Last Christmas 
I gave you my heart 
But the very next day 
you gave it away ‘’
 Piosenka w radiu zmieniła się, a oni zaczęli ubierać choinkę. Ile było przy tym śmiechu! Odbyło się polowanie na boga- Yukkine i Hiyori zasadzili się na Yaboku obsypując go sztucznym śniegiem i związując łańcuchami. W odwecie ganiał ich po całym domu z wybuchowym konfetti. Do zabawy przyłączyć się chciała Kofku, ale jej opiekun przytrzymał ją przy lepieniu uszek (była to kara za wydanie całych oszczędności na różowe łańcuchy).
W końcu, trochę za bardzo kolorowa i obładowana, ale piękna choinka była prawie gotowa. Została tylko gwiazda na czubek.

- To robota godna boga!- krzyknął czarnowłosy podnosząc gwiazdę z czcią.

- Widzę tu tylko jakiegoś dresa.
Hiyori zgrabnie odebrała mu ozdobę, którą Yato odzyskał po chwili podnosząc ją wysoko poza pole zasięgu dziewczyny. Ale ona nie zamierzała odpuścić podskakując coraz wyżej i wyżej. Przekomarzał się z nią jeszcze chwilę, przerzucając gwiazdę z ręki do ręki.
Ale ‘’gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta’’- blondynek jednym ruchem zabrał czubek, wszedł na krzesło i z tryumfalnym śmiechem zakończył dzieło.
Odsunęli się z perspektywy patrząc na choinkę. Idealna. Bo ich.



         Kofku, jak mała dziewczynka wyglądała przez okno.

-Ehh, niebo jest tak zachmurzone, że z gwiazdki nici. –zasmuciła się.

- To nic, zaczniemy bez niej. – odparł wchodzący do pokoju Daikoku z parującą tacą.

-Ooo, co tam masz?- zaciekawił się Yato.

-Łapy precz! Najpierw opłatek.

Białe listki szybko znikły połamane między zebranych. Był jednak mały, tyci problem- jeszcze nigdy nie składali takich życzeń. My, obchodzący święta co roku, mamy jakieś wyuczone formułki, nawet całkiem uniwersalne. Ale oni, po raz pierwszy poznający magię świąt nie wiedzieli co mają powiedzieć.

- Em…- podrapał się po głowie.- Hiyori, to ja…
Kofku zachichotała cicho.

-Patrzcie w górę ko-cha-ni~!
Nad głowami tej parki wisiała (różowa, bo jak inaczej J ) jemioła.
Oboje spalili raka.
Od niezręcznej sytuacji uratował ich dzwonek.
-Otworzę.- krzyknęła boginka.
Radosne dźwięki Kolendy przerwał jej śmiech.
-Chodź, chodź kochanie! Słuchajcie, gwiazdka przybyła.

Kto inny mógłby to być jak Ea Missum. W prostej, złotawej sukieneczce, ciemnym bolerku i (o dziwo) czerwonej czapeczce. Nie widzieli jej od nocy bitwy z Rabo, ale wcale się nie zmieniła.

- Czy… jest tu może miejsce dla nieoczekiwanego gościa?
Otrzymała odpowiedź, zaciągnięta do stołu i zalana otokiem słów. Atmosfera od razu się rozluźniła.
I złożyli sobie najpiękniejsze jakie umieli życzenia, pośpiewali trochę kolęd. Yato zachwycił wszystkich swoim głosem, czego nie można było powiedzieć o tańcu. Kofku fałszowała uroczo, a Daikoku zagłuszał wszystkich niskim basem. Hiyori jako jedyna poprawnie wypowiadała angielskie słowa.
Śpiew Ei rozjaśniał mrok.

Potem zasiedli do wieczerzy. I, choć barszcz zastąpił ramen, a karpia sushi, nie o to chodziło. Chodziło o ich uśmiechy, dumną pozę ciągle komplementowanego kucharza Daikoku i Hiyori upominającą za szybko jedzącego Yato. Chodziło o blask w oczach Yukkine.

-A teraz czas na prezenty!- wydarł się Yato, jak małe dziecko rzucając w stronę choinki.
By nie zabić jego wiary, kupili prezenty ukradkiem, podrzucając je pod choinkę. Na szczeście nic nie zauważył.

Może i wydała wszystkie pieniądze, ale w słusznej sprawie. Mówiły to ich miny, gdy rozpakowywali kolejne paczki.

-Ale czad!- Yukkine aż cały błyszczał trzymając w rękach wymarzoną konsolę.- Dzięki Ko… to znaczy Święty Mikołaju.

-Yukki, dasz się czasem zabawić?- podpełzł doń Yato.

-Nigdy! Zepsujesz to swoimi zapoconymi łapami!
Bóg udawał rozpacz, a kolejne prezenty zostawały odpakowywane. Kofku dostała różową świnkę skarbonkę (aby nauczyć się oszczędzać) i kilka książek. Daikoku wymachiwał swoją nową patelnią, z której ogromnie się ucieszył.

- A ja to co? ;-;
Kofku spojrzała na kompana przerażona. Rzeczywiście, zapomniała o Yatku!

-Tu jest.- uśmiechnęła się Hiyori wyciągając małą paczuszkę zza pleców.- Wesołych Świąt Yato!

-To…- jego oczy robiły się coraz większe i większe.
To. Był. DRES.
Ale nie zwykły dres. Czarny z białymi paskami, bardzo elegancki (xd) z białym napisem ‘’Yatosizm’’ na plecach i małą, złotą koroną na piersi.
Dosłownie go zatkało.

-‘’Yatosizm’’?

-To nazwa Twojej religii.- uśmiechnęła się.
Przytulił nabytek do piersi chwytając Hiyori za ramiona.
-Kobieto! Ty wiesz co dobre!

Potem ona rozpakowała swój prezent. Wszystkie walki jej mistrza na CD!
Kofku musiała chwilę ją powachlować, bo myślała, że zemdleje.
Tylko jedna osoba pozostała nie obdarowana.
- Dla Ciebie też coś mam słońce!
Ea wydawała się naprawdę zdziwiona.

-Nie trzeba było…

-Nie gadaj, tylko otwieraj!
Wyjątkowo delikatnie rozdarła paczuszkę.
W środku była brązowa ramka kryjąca zdjęcie całej paczki, które Ea rozbiła kilka tygodni wcześniej. Różowy marker głosił:
’’Dziękujemy za Twoją przyjaźń!
Kofku. Daikoku. Hiyori. YATO ‘’

W dzieczęcych oczach stanęły łzy.

-To najlepsze święta jakie obchodziłam w życiu!


Jednogłośnie się z nią zgodzili. 

Wesołych świąt kochani!

sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział 10; Rozmowy i misja

 *https://www.youtube.com/watch?v=kC08aRzwgJQ*- w końcu coś wesołego :P

Chmury odsłoniły w końcu niebo nadając mu kolor indygo. Złoto promieni przedarło się przezeń oświetlając uwolnione od mroku umysły.

                      Przyjął kubek orzeźwiającego napoju z wdzięcznością. Kofku uśmiech nie schodził z twarzy. Jak dobrze po tylu dniach ciemności ujrzeć światło!

Wyszła, by razem z Daikoku oglądać wstające słońce. Nie tylko jej ból się skończył- sługę też nawiedził spokój.

Uniósł porcelanę do ust rozkoszując się jej jedynym w swoim rodzaju, boskim smakiem. Jego błękitne oczy przesuwały się ciekawie po pozostałych.

Yukkine był na przemian wykończony, zaskoczony i szczęśliwy, jakby nie dotarło jeszcze do niego, że to wszystko nie było snem. Nie Yukki, to prawa, choć i Twojemu panu zajęło  chwilę, by to pojąć. Kolorowy kubek obijał się co chwilę w toaście o szklaneczkę Hiyori.

No właśnie. Hiyori.

Przez całą drogę wypytywała. Chciała wiedzieć wszystko, od pierwszego spotkania aż do najmniej ważnych szczegółów. Po jakimś czasie zaczęła kończyć za nich zdania, a dawno przerwana tama odeszła w niepamięć. Wspomnienia Hiyori były teraz jak czyta tafla jeziora.

Ale coś niepokoiło tą dwójkę. Nie wychwyciło by tego ludzkie oko, acz sprawny wzrok boga nie przegapił sprawy- ciągle zerkali na nią.

Siedziała w kąciku, nieobecna Ea Missum. Najmniej zmęczona z nich wszystkich, choć po największym wysiłku, przeczesywała splątane włosy palcami. Kofku zaoferowała jej prysznic, który przyjęła z godną dziecka radością. Jej ciało wydzielało teraz przyjemny różany zapach.

Chyba nadszedł w końcu czas rozwiązania jej zagadki.

-Ea.
Spojrzała na Yato tymi wielkimi oczami. O dziwo, wydawały się radosne.

-Po co tu jesteś?
W pomieszczeniu natychmiast zrobiło się cicho.

Dłonie przeczesujące włosy opadły na kolana.

-To bardzo ciężkie pytanie boże Yato. Chyba każdy żyje z innego powodu.

-Nie o to chodziło.- wtrąciła się Hiyori. Dlaczego tu jesteś? Czemu z nami rozmawiasz i ratujesz. Co od nas chcesz.

Spojrzała tymi pełnymi wątpliwości oczami po zgromadzonych.
-Jestem niewidoczna dla świata.- szepnęła.- Istnieję, ale nie ma przy mnie nikogo, więc to tylko egzystencja. Ostatnio poczułam się szczególnie samotna…
Gdy tylko o Was usłyszałam zapragnęłam was odnaleźć. Mogę czasem przyjść porozmawiać...
Jeżeli zechcecie. 

Spuściła główkę zawstydzona własną próżnością.
Chciała tylko… porozmawiać? ‘’Zatkało ich’’ to mało powiedziane. Ten cały trud i energia, tylko po rzecz tak małą?

Nagłe wzruszenie wstrząsnęło jej duszą.

-Witaj w spółce Yato!
Dłoń Hiyori ujęła silnie bladą pomagając jej wstać.

A po twarzach wszystkich przetoczył się uśmiech.



            Jednak w hallu Domu Bóstw nadal panowało wielkie poruszenie. Zgłuszone szepty i przepychanki omijały jednak boginię w czarnym płaszczu, której włosy skrzyły na wietrze.

Była najwyższą boginią wojny. Sam ten przydomek nie zachęcał do zwady z nią.

A może to odwieczne starania świętego oręża przyczyniły się do jej względnego spokoju?...

Dziś jednak i ona była jakaś bardziej spięta niż zazwyczaj. To było oczywiste- wydarzyła się przecież rzecz okropna. Zginął Bóg.
Kazuma westchnął cicho. Jakiś bożek od siedmiu boleści przestał pustoszyć Bliski Brzeg, a oni robią wielką aferę. I jeszcze niepokoją Veenę…

W końcu wszystko umilkło. Kolumny świateł roztarły kontury postaci.
Rozpoczęło się Boskie Zgromadzenie.

- Witajcie bracia i siostry.- odezwał się tubalny głos. – Zgromadziliśmy się dziś w sprawie nie cierpiącej zwłoki.
Wszyscy pamiętamy bożka śmierci, Rabo, swojego czasu siejącego na Ziemi chaos.
Po sali przetoczył się szept. Niektórzy młodsi bogowie rzeczywiście mogli go nie pamiętać, przecież wieść o nim przepadła ze trzy stulecia wcześniej.
Głos kontynuował:

- Dzisiejszego ranka został on zamordowany. Sprawca pozostaje nieznany.
Szepty narosły na sile. Spojrzał na Vennę. Trochę mocniej zaciśnięte wargi, ten wyraz twarzy- po wiekach obserwacji czytał z niej jak z otwartej księgi.
Był pod wrażeniem jej pozornego spokoju.

- A cóż nam do tego?- odezwała się damski skrzekliwy głos.

- Nie każdy może zabić boga. Może to zrobić tylko inny przedstawiciel rasy.
Dlatego was tu wszystkich zebraliśmy.
Teraz już nikt nie szeptał. Głosy sprzeciwu poniosły się po sali. Sam by się nie odezwał, to przecież nie przystoi…
I Bishamonten stała w tej samej pozycji, nieporuszona.

- Czyżbyście posądzali nas o ten haniebny uczynek?- nikt nie śmiał mówić razem z nim. Wzbudzał strach, choć słyszeli jedynie ten głęboki, przechodzący do cna głos. – Wszyscy wiemy, że to nikt z nas.
Czyli morderca hasa na wolności.

Ostatnie słowa zawisły w powietrzu niczym groźba.

- Tak być nie może!- piski wysokich tonów prawie raniły uszy.- Wiem, że ten bożek wiele dobra nie uczynił, ale może nie chodzić o niego. My możemy być następni!
Ktoś musi powstrzymać tego zabójcę bogów!

-Rzeczywiście.- odparł gospodarz.- Ktoś musi go pojąć, choćby dla wyjaśnienia sytuacji.
Czy któreś z was bogowie chce się podjąć tej misji?

Nie zdążył zareagować.
Zaciśnięcie pięści, krok na przód. Wiedział co się teraz stanie.

- Zgłaszam się.

-Czy to Ty, Szanowna Bishamonten? Cóż…
Miałbym obiekcje co do Twojej kandydatury…

Nagły przypływ emocji kazał Kazumie ratować honor pani. Uciszyła go gestem dłoni.

- Nadaję się do tego zadania lepiej niż ktokolwiek na tej sali. Mam wielowiekowe doświadczenie tropicielskie, a ilość moich sług zwiększy wydajność.
Proszę mi pozwolić. Wywiążę się z  powierzonego mi zadania, to Obietnica boga.

Obietnica boga była wartością niepodważalną. Nie mogli odmówić, gdy takie słowa wypowiadała najwyższa bogini wojny.

-Niech się dzieje nasza wola. Znajdź go Bishamonten i przyprowadź pod sprawiedliwy osąd.
Tak rozpoczęła się spirala, która wypaść miała z obiegu ponosząc za sobą rzesze bólu i śmierci.

            Wybiegł za nią, podążając za tak dobrze znanymi włosami. Nie śmiał kwestionować jej słów, ale, boże, co wyprawia ta kobieta?
Czy nie mogła choć spytać swego sługi o radę?...

-Veena… dlaczego to zrobiłaś?
Przyspieszyła kroku, a złoto oplotło sylwetkę.

- Wiem kto to.


Yato szykuj się. 

------------------------------------------------------------------------------------

Z radością pragnę ogłosić;

KONIEC 1 SEZONU! 

Dziękuję za Waszą uwagę :D Ale jeszcze się nie żegnamy, halo, halo! Czekajcie na niespodziankę ;) 

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozdział 9; Złote włosy, głazy i ''ładny zapach''





Czarne chmury zaszły świat.
Brązowe włosy zmierzwiły na karku, gdy uświadomił sobie co to znaczy.


            -Szanowna Bishamonten…
Podniosła dłoń pokazując by poczekał. Złote włosy odbijały refleksy pojedynczych promieni słońca. Jej przeczucia stłumione były sprawami lotniejszej wagi. Była przecież najpotężniejszą boginią wojny- i przez to najbardziej zapracowaną.

-Co mówiłeś Kazuma?- zwróciła się do swego świętego oręża.

-Veena, zbliża się burza. Może należało by to sprawdzić?...
Zamyśliła się chwilę mrużąc styrane życiem, acz piękne czoło.

-Zajmą się tym inni. – obróciła się tyłem, by nie widział jak zaciska pięści. – Burza przypomina o nim.
Mordercy moich dzieci…

***

            Nie zdążył wydobyć z siebie ni dźwięku, szybkość boga Rabo wzrosła przez wieki. Jeden zły krok i przeorał plecami bagnistą ziemię brudząc ‘’święty dres’’ ([*]). Wydała z siebie okrzyk przerażenia próbując do niego podbiec.

-Nie ruszaj się Hiyori!- krzyknął wyciągając doń dłoń.- Zabierz ją stąd!
Ale nim Ea zdążyła cokolwiek zrobić czarna macka porwała różowooką z miejsca sprawiając, że jej szalik łopotał jak skrzydła motyla.

-A więc to ta?- jad sączył się, gdy wręcz z obrzydzeniem patrzył na Hiyori.- Yaboku, stać Cię na więcej. Wróć do nas, a będziesz miał tyle kobiet ile zechcesz.
Ta nie jest warta zachodu.
Nie był przygotowany na atak, więc się zachwiał. Błękitne oczy stały się najczystszym granatem.

-Nie mów tak o niej.
Ich twarze dzieliły centymetry, sparowane bez wysiłku siekałyby skórę.
Białowłosy uśmiechnął się. W końcu Yaboku się przebudził.

-Zmuś mnie.
I nie widzieli już jak Hiyori upada w gęste błoto. Jak zielone, przerażone, acz znajome oczy nabierają kolorów.
Liczył się tylko ich taniec. Wykonywane na pograniczu widoczności ruchy. Uniki i ciosy, w których nigdy w takiej perfekcji nigdy nie miał opanować żaden śmiertelnik.
Jeden trafny ruch stanowił o życiu.
Jeden zły- o śmierci.
Zapędził przeciwnika w kozi ruch. Nawet się nie skrzywił, gdy potężny ruch prawie nie wyrwał mu ręki. Oderwali się od ziemi niczym nie wzruszeni szybując w powietrzu. Cięcia odznaczały się pasmami szarej bieli powietrza. Wiatr smagał twarze, dziś bardziej podobne do upiorów.
Przerył ziemię swym ostrzem wzbudzając ogromną chmurę kurzu. Najlepszą obroną jest ponoć atak- więc Rabo ciął powietrze ruchem tak potężnym, że bez problemu odcięłaby przeciwnikowi głowę.

-YATO!
Nauczył się już, że ten ton nie przynosi niczego dobrego.
Obrócił się. I zamarł z przerażenia.

Walące się z trzaskiem bloki skalne.
Jasne pasma bieli.
I przerażona Hiyori tak bliska śmierci.


Huk był ogłuszający, wręcz nie do zniesienia. Pojedyncze kamienie, niczym żywe istoty spełzały z rumowiska.
Te skały jako ostatnie widziały heroiczny czyn boga Yato.

-Jaka szkoda…
Gdyby wsłuchać się w wypowiedź małej Nory nie usłyszałoby się sarkazmu.
Ona cierpiała. Choć jeszcze nie zdawała sobie sprawy jak bardzo.

            Przez chwilę nie zdawał sobie sprawy gdzie jest. Przyjemne uczucie…
Ale zaraz potem wróciło. Ból. Zawroty pokaleczonej głosy. Ciężki odór uniemożliwiający oddychanie.
Gdy tylko otworzył oczy chciał je ponownie zamknąć.
Leżała między jego łokciami, taka krucha i nieruchoma. Niewinna licealista, której w ogóle nie musiało tu być.

Ale była. I cierpiała.
Przez niego.

-Jesteś Yato? Słyszysz mnie?!
Dopiero teraz zauważył świat oprócz jej.
Było jeszcze ciemniej niż poprzednio. No tak, przykryły ich skały. Nie powinny przypadkiem zmiażdżyć ich trójki?
Odwrócił wzrok i znalazł odpowiedź. Ta, którą posądzał o współpracę z wrogiem tajemnicza Ea Missum, niczym starożytny bohater na swoich barkach dźwigała ciężar sklepienia. Stworzyła im coś na kształt bańki, która zatrzymywała kamienie przed starciem ich na miazgę.

-Musisz ją obudzić.- powiedziała nie bez wysiłku.- To długo nie wytrzyma.
Kiwnął pośpiesznie. Póżniej będą się zastanawiać jakie jeszcze super moce ma ta dziewczyna.

Spojrzał uważnie na pokrytą sadzą twarz. Delikatnie musnął jej policzek.
Jak ma ją obudzić?...

-Hiyori…
Brak reakcji.
-Musisz wstać. Musimy stąd iść.
Nawet nie wyczuwał oddechu. Jak niby?...
-Wstań. Rabo się zbliża. Ea nie utrzyma kopuły. Zabije nas. Nie możesz dziś umrzeć.
Wstań… wstań!
Coraz bardziej gorączkowo potrząsał jej ramionami.

-Yaboku… - kamienia nieznacznie się porszyły- szybciej.
Jakby na poparcie swych słów osunęła się na kolana, a kopuła zmniejszyła. Dalej jednak dzielnie wyciągała giętkie rączki do góry.

Coś w nim pękło. Szeptał do coraz to zimniejszego ucha słowa jakie kotłowały się w myślach.

- Pamiętasz jak się spotkaliśmy?... Byłaś taka dzielna… i wiecznie uśmiechnięta… Jesteś ze mną najdłużej, Hiyori… Nie opuszczaj mnie…
Nie zostawiaj samego w ciemności… Proszę…
Bliski łez zbliżył się doń obejmując nieruchomą główkę ramionami.
- Wróć do mnie, błagam…

***

Biel. Wszechobecna, ogarniająca duszę i ciało.
Biel po krańce umysłu.

Czy próbowała krzyczeć?... Nie wiedziała.

Wiedziała? Nic nie wiedziała.

Nie pamiętała imienia. Pochodzenia. Żadnych zbędnych szczegółów jedynie niezbędną i jedyną nicość.
I mogłaby tak w niej zostać na zawsze…? Czy istniał tu czas?...

Nieużywane zmysły obudziły się nagle.

-Ładnie pachnie…

Czysty jak melodia głos poniósł się nieskończonym echem po otchłani.
Jakaś potężna siła pchnęła ją do góry.
Nie obchodziło ją nic, więc czemu miała się przejąć?...

Ale ten zapach… Znajomy…?

Tak, znała go.

To był jej… ulubiony zapach.

Biel przeszyły ostre snopy jasnego światła.

Światło.
Ciepło.
Błękitne oczy.
***

-Yato.

Oderwał się od jej zimnego ciała zwyczajnie przerażony.
Jej odejście było wystarczającą traumą. Jeżeli obudziła się tylko po to, by pożegnać… Nie da rady…

-Hiyori…- zdołał wychrypać. Nie poznawał własnego głosu.
Łzy przesłoniły jej widok. Ale nie były jej…

Yaboku, bóg wojny i deprawacji, płakał nad biedną przyjaciółką.

-Nie płacz, Ya-to.- resztką sił starła łzę staczającą się po idealnym policzku.
Jej dłoń była najcudowniejszym co w życiu dotykał.

-Hiyori… Wróciłaś… Wróciłaś… - powtarzał jak mantrę.
Z taką czcią głaskał jej włosy, jak to nie zdarzało się nigdy wcześniej. I objął delikatnie z obawy przed ponowną utratą.
To uczucie, które go przepełniało… czy to właśnie zwie się szczęściem?

Z nastroju wyrwała ich Ea.

-Musimy iść. Więcej nie wytrzymam.
I już po chwli stali wszyscy obok siwej, Yukkine w ludzkiej formie, Yato z opiekuńczą dłonią na dziewczęcym ramieniu. Ea rozwarła dłonie jak rozkwitający kielich kwiatu, a głazy stoczyły się na boki.
Niestety, Rabo nadal tam był.

-Co jest?!- złowieszcze oczy choć raz przejawiły ludzkie uczucia.- Jak to…
TO PRZEZ CIEBIE!

Niekontrolowany gniew spadł na Hiyori, do której już pędziło kilkanaście czarnych macek.
Nie tym razem.
Jakże był zdziwiony ‘przydrożny bożek’ gdy w jego sidła wpadła nie ta dziewczyna.

-Yaboku! Podaj Yukkine!
(xD Fajnie to brzmi ;’) )
Szybko wypowiedział imię oręża. Światło odbiło się od czystej stali szybującej w powietrzu.
Złapała go z gracją.

-Nie…
Wiedział, że tylko on teraz może zabić Rabo. Wiedział, że to wróg.
Ale nie chciał zabić…
Może to była słabość lub głupota, tłumaczył to sobie zasadami moralnymi. Ale, tak naprawdę, przepełniał go strach o małą Norę…

Ciach.

Sam się zdziwił, że mięśnie tnie się tak łatwo. Chwila…
To nie mięśnie.

Przeciął jakiś sznur na drzewie obok.
Natychmiast się obrócił. Podziałało?...

Ea leżała na ziemi.
A z bożka śmierci. Rabo, ogromne płaty skóry odrywały się i znikały w powietrzu jak iskry z ogniska.
Resztką sił ukląkł przed dawnym kompanem ciągnąc za wytarte nogawki jego dresów.

-Yaboku… Stało się…
Przetrę Ci szlak śmierci…
Zobaczymy się w zaświatach…

Tak skończył swoją wędrówkę po Bliskim Wybrzeżu Rabo pozostawiając po sobie zmurszałe kimono i sznur pełen życzeń, powód życia i śmierci.

-Chodźmy już.- siwizna była ledwie zauważalna przez błoto.
I poszli, ramię w ramię, ze zmęczonym trudami dzisiejszego dnia, Yukkine.

Błękitnooki nie poruszył się z miejsca.
-Yato… chodź…- wzięła go pod ramię.

-Nie skończę tak jak Ty…- szepnął w przestrzeń.
Dopiero wtedy nań spojrzał i dał się poprowadzić do domu.


A tej nocy jeden znak odciążył zabłąkaną duszę dziecka… 


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

WSZYSCY CZYTELNICY!
Za niedługo (dwa rozdziały):
Kończę sezon :D 


Od początku chciałam uczynić to opowiadanie naprawdę poważnym fanfikcion. Lubię one-shoty (Link do mojej wattpadowej krainy one-shot'ów), ale pisarz wykazać się może dopiero w dłuższej i bardziej skomplikowanej serii. A że wzoruję się na anime Noragami postanowiłam podzielić to opowiadanie na 2 sezony po 13 odcinków (+ ova). I, choć wyszło trochę niewymiarowo (pierwszy sezon 11, drugi ponad 13- nie ma to jak nie potrafić matmy :P ) to mam zamiar się tego trzymać. 

Dlatego za dwa rozdziały, po napisie ''koniec sezonu'', robię sobie dwu tygodniowy urlop. 

Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe. Podczas urlopu rozdziały nie będą się pojawiać, ale jeżeli zatęsknicie zapraszam na fb
https://www.facebook.com/nnsbfy/

*śliczny obrazek z Yatusiem dla atencji :* * 

wtorek, 29 listopada 2016

Rozdział 8 ‘’Ogon, chmura i przebudzenie’'



Nauczyłam się dodawać linki!~
To chyba moja ulubiona amv'ka. 


Lekkość czystej duszy nie znała granic.
Uśpiony świat tańczył przed jej oczami plejadą odcieni bieli i czerni.


Nie mogła nazwać tego co się stało. Puf, i była tak radosna, tak wolna, jak za wczesnych czasów dziecięcych. Nic nie mąciło jasnej duszy, widzącej i czującej więcej. Zeskoczyła zgrabnie z przewodu wysokiego napięcia machając różowym ogonem przed oczami jakiegoś pulchnego maluszkowi.
Widziały ją tylko dzieci i zwierzęta, dla dorosłych równie dobrze mogłaby nie istnieć. Czemu jej to nie martwiło? Bo czuła to przedziwne przeświadczenie, że to już było. Bliżej nieokreślone dejavu kołatało się z tyłu głowy.
Jak można się martwić gdy świat tak piękny, a wszystko tak proste!
Wspięła się na najwyższy w okolicy wieżowiec zaledwie kilkoma susami.  Możliwości tej formy zachwycały. Teraz mogła wszystko!
Zaciągnęła się przesyconym chłodem powietrzem. Wyczuwała lekko słonawy dym z kominów, igliwie zapowiadających się świąt i…

Jego. Znała ten zapach…




            Wylądowali miękko na spalonej ziemi. Powietrze wypełniał ciężki zapach zgnilizny osadzający się na płucach. Bóg wojny skrzywił się. Myślami wrócił do tych lat.
Świat zbladł. Nagle z nieba spłynął na nich cień, zasłaniając cały świat wokół. Yato zaklął siarczyście pod nosem.
Ale młodemu nie chciało się kląć. Wręcz przeciwnie- mógłby zamilknąć na wieki.  Bowiem znów ją zobaczył. Krótkie czarne włosy i te hipnotyzujące oczy odcinały się od świata, tak jakby tylko je miał wiedzieć. Już nie myślał.

-Yukkine.
Jego subtelny szept nic nie dał. Blondyn był już daleko. Nie pozostało mu nic jak podążyć jego tropem.
Przeszli przez kładkowy most, który obwieszony był przegniłymi życzeniami kołatającymi się złowrogo na wietrze. Nora poruszała się jakby tylko muskała ziemię, kusząc słodką goryczą nie z tego świata.
Niczym syrena.
A wiecie jak kończą nieuważni marynarze.

Tubalny głos zagłuszył jego mistrza.

-Wiedziałem, że przybędziesz Yaboku.

Wręcz zabolało, gdy tak raptownie zawołał jego imię.

***

            Wszystko było tak jasne, tak cudownie przejrzyste. Czuła jakby zobaczyła świat po raz pierwszy, zza różanych okularów cielesnej istoty. Mogło by tak zostać na zawsze.

Nie do końca wiedziała co nią kieruje. Ale nim się zorientowała stała pod domem, który pokazał im zaledwie kilka tygodni wcześniej.
Kofku zdawała się co najmniej zdziwiona.

-Niestety kotku, nie wiem gdzie jest Yatuś. Zabrał Yukkiego i zniknął.
Daikoku, trochę bardziej zirytowany niż zwykle podtrzymał ramiona swojej bogini.

-Na twoim miejscu poszukałbym go.
Zbiera się burza.

Ten bóg-od-siedmiu-boleści miał kłopoty we krwi. Wybiegła na uliczkę obracając się bezradnie. Niby gdzie ma go szukać?...
Ale sumienie zbyt gryzło, by zrezygnować. Zapomniała, a przez to on mógł… Mógł zniknąć…

-Witaj.
Pamięć płatała jej coraz większe figle. Przecież znała ten głos!
Zielone oczy. Białe włosy…

-Ea Missum.
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi.

-Jeżeli szuka panienka Yato, proszę za mną.

***

            Stal ryknęła. To co robili za pierwszym razem było tylko przywitaniem, subtelnym pokazaniem nabytych przez wieki umiejętności.
Teraz zaczynała się prawdziwa walka.
Szare niebo łkało delikatnie, a jakby w oddali, rysowały się dwie postaci spojone w śmiertelnym tańcu. Świat przesuwał się wokół nich, a oni, Bogowie Wojny, na granicy rzeczywistości, spełniali odwieczną rolę swoich losów. Dźwięk sparowanej stali był tak czysty, że niemal jednostajny.

Rabo miał wyraźną przewagę. Nie chodziło nawet o większą tężyznę mięśni- jego wzrok owiany ciemnością, bił nieludzkim złem, pierwiastkiem ayakashi. Błękitne oczy zaczęły się od niego zarażać…

-Tak, Yaboku, przypomnij sobie!
Czarnowłosy ruchem agresji prawie wytrącił miecz przeciwnikowi i odskoczył do tyłu. Przetarł twarz dłonią.
Nie mógł tego zrobić.
Nie po to tyle wieków bronił się od piętna swojego imienia żyjąc tak marnie. Teraz miał dla kogo żyć, teraz miał przyjaciół, którzy wierzyli w niego!
Dzięki nim nie zniknie!
Ale na nic walka, gdy w grę wchodzi siła opętanego boga. Słowa Rabo paliły jak metal.

-Przypomnij sobie Yaboku jak było nam dobrze. Jak plądrowaliśmy, jakie rzezie czyniliśmy.
Wróć do nas Yaboku!

Już miał odpowiedzieć.
Już miał podejść i zadać cios.

Ale ją zobaczył.


Hiyori. 

***
OGŁOSZENIA PARAFIALNE! 

Jedna  wspaniała osóbka ( tak mowa o Tobie. Mojra ;) ) podsunęła mi pomysł publikowania moich wynurzeń na platformie Wattpad. 

To nie jest ta sama historia!

Na wattpadzie publikuję niepowiązaną ze sobą serię one-shotów, głównie Yatori.
Wszystkich fanów zapraszam do lektury ;) 

czwartek, 24 listopada 2016

Rozdział 7; Neko onigiri, ogon i ona



      * https://www.youtube.com/watch?v=fOhADBVFKEg *    




         Przymknęła błękitne oczka rozkoszując się jaśminowym zapachem kadzidełek. Zrobił dziś dla niej wszystko- ‘’neko onigiri’’ i zieloną herbatkę, którą tak uwielbiała, ale to nie sprawiło, by poczuła to lepiej. Widział to na zmarszczkach na dziewczęcym czółku, w maleńkich piąstkach tak mocno ściśniętych.
Mało kto naprawdę znał Kofku. Jej niewinny i przesłodzony wygląd zamydlał oczy krótkowzrocznym. Ale on znał swoją panią, jej przesłodzoną stronę będącą jedynie przykrywką, gdy pozwalali sobie na relację przyjacielską i tą prawdziwą, straszliwej bogini biedy, gdy szanował ją jako boginię.
Dziś miała jeden z gorszych dni. Dni, których tak nienawidził.

Wstała raptownie wprawiając w ruch różowo-czarną spódniczkę. Uwielbiał wszystkie jej ubranka, ale nieukrywaną słabość żywił do tych z dodatkiem czerni.
Podeszła do okna, a jej słabe odbicie oddało niewinny wyraz zamyślonej twarzy.
Wstał i podszedł doń. Ale dziś nie mógł ukoić jej dotykiem, przytulić do szerokiej piersi, dziś był jedynie jej wiernym sługom.
Jedynie narzędziem do wykorzystania.

-Burza się zbliża.

Zląkł się. Wiedział kto naznaczone jest jej piętnem.
Yaboku…

            Tymczasem i w.w. opanował ‘’dziń ciemniejszej strony bogów’’.
Zbliżał się doń z tym charakterystycznym błyskiem w oku niczym atakujący drapieżnik.
Normalny człowiek byłby co najmniej spięty. Ale ona, jak zawsze musząc łamać zasady, nie okazywała żadnych oznak jakiegokolwiek dyskomfortu.

-Kim jesteś?
Pytanie odbiło się echem po ciszy opustoszałej ulicy.

-Ea Missum. Po prostu Ea.
Oboje wiedzieli, że nie o to pytał.

-Współpracujesz z nimi?
Spuściła główkę w akcie bardziej smutku niż zawstydzenia.

Była szczera do bólu i będąc obok samemu chciało się takim być. Musiał zaprzęgać najsilniejsze pokłady silnej woli by nadal zachować zimną twarz.

-Myślałam, że wiesz iż nie…
Podszedł jeszcze bliżej, ale już nie tak agresywnie. Jedynemu czemu w życiu ufał w pełni była intuicja- a ona krzyczała wręcz o jej niewinności.

-Wierzę. Ale jesteś ciągle tam gdzie kłopoty.
Zawiesiła wzrok gdzieś w martwym punkcie za nim.
Wiedziała o tym.

-Czemu chodzisz tak ubrana?
Oboje odetchnęli z ulgą, gdy zmienił temat.

-Taka śliczna pani bardzo marzła, więc oddałam jej płaszczyk i buciki. Chyba bardzo jej się spieszyło, bo uciekła…- patrzył na nią z rozdziawioną buzią. Niby taka mocarna, a jednak tak naiwna- Ale to nieważne, zarobię trochę i coś kupię.

-Zarobisz?
Czy nie było podejrzanym, że nastolatka o nadprzyrodzonych mocach, przez nikogo nie pilnowana ‘’zarabia’’? Coś mocno śmierdziało mu w tym stwierdzeniu…

Ale nie zdążyła odpowiedzieć. Jasna zieleń oczu stała się krystaliczna, a on mógł tylko stać i patrzeć, jak cała drętwieje z bólu.

-Znowu…- od ściskania piąstek pobielały jej knykcie- Musisz go powstrzymać Boże Yato. Wiesz co robi.
Rozpłynęła się w mroku, a gdyby nie był bogiem nie dostrzegłby sedna tej sztuczki. Metaliczny dźwięk wypełnił przestrzeń.
5 yenów. Obrócił monetę w dłoniach.

Twoje życzenie
zostało wysłuchane.



***

            Rzucała się po pokoju nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Ruch nie pomagał, ale tępy bezruch wydawał się przedsionkiem piekła.
Zaczęła wyrzucać ubrania z szafy w niekontrolowany chaos, choć wiedziała, że jeżeli nie przestanie zaniepokoi rodziców.
Ale choć przez chwilę nie czuła tej wyrwy we wnętrzu, palącej podświadomość jak rozgrzany metal.
Więc demolka trwała dalej, stronnice książek rozsuwały w locie spadając na podłogę, przyrządy szkolne ginęły w górze odpadków.

Ewidentnie czegoś szukała.

Gdy zdała sobie z tego sprawę usiadła ciężko na podłodze, próbując wyrównać zmierzwione myśli i włosy.

Ciepło.
Światło.

W momencie gdy pojedyncza stróżka łez potoczyła się po jej policzku stało się coś dziwnego.
Jej dusza wyciekła z ciała.


***

            Szybko przesuwał wzrokiem po obrazkach nawet nie starając się już pojąc ich sensu. Trzymał jedną z mang, które miała Kofku, czytanych już tyle razy, że znał je na pamięć. Może to i głupie, ale czytając czół się jak normalny nastolatek.

Jednak dziś nawet to nie pomagało. Ten palący smutek, który czół od kilku dni, skrywany za maska normalności, dusił go nie pozwalając oddychać pełną piersią.

I nagle drzwi prawie nie wyleciały z framugi.
Pierwsze co zauważył to czarne włosy pana, zmierzwione na wszystkie strony, posklejane potem.
Mimo, że zerwał się z miejsca jak oparzony, nie bał się.
Coś się wydarzyło.

-Wiem kto ukradł wspomnienia Hiyori. Chcę je odzyskać.
Ale możemy tego nie przeżyć.

W pierwszym odruchu przestraszyła go perspektywa śmierci, ale… przecież już byli martwi, co nie? Co to dla nich!
A coś we wzroku Yato, dzikiego i potwornie zrozpaczonego, nie pozwalało mu odmówić.

Nie porzuci go. Nie gdy chodzi o nią.





***
Dziś krótko. 

DLACZEGO ZMIENIŁAM CHARAKTER YUKKINE?

Yukki w mojej opowieści tylko na początku jest zbuntowanym nastolatkiem, później jego charakter mięknie i wydawało by się, że bohater dorasta. Chce się uczyć, czyta, nie chce krzywdzić i  martwi o przyjaciółkę- no wzór przykładności. Oczywiście tak nie będzie do końca, nasz chłoptaś będzie miał jeszcze swoje 5 minut ;). Ale jak na razie podjęłam ten zabieg z następujących przyczyn;

1) Z mangi (nie pamiętam czy to było w anime) możemy odczytać, że Yukki w chwili śmierci miał 15 lat. W połączeniu w burzliwą przeszłością mogło by to dać efekt jaki widzimy w oryginalnej powieści. 
Ale ja nie lubię dyskryminacji nastolatków. 
Moim zdaniem żaden nie buntuje się bez wyraźnego powodu. Yukkine, dobrze traktowany, z przyjaciółką Hiori i zastępującym ojca Yato ma warunki do bycia całkiem spokojnym chłopakiem. Ja trochę mu w tym pomagam nadając mu twardszy niż w anime charakter. 

2) On jest z natury dobry. 
Mało kto z Was pewnie wie, jak to jest umrzeć. Sama przyznam się, że nie wiem jakbym zareagowała na własną śmierć. Więc początkowe upadki są uzasadnione. 
Ale blondynek wielokrotnie udowadnia nam, że ma piękną duszę, choć od skorupą. Jak diament do oszlifowania. Przy odpowiedniej pracy da się z niego wykrzesać krocie. 

3) Co za dużo to nie zdrowo. Teraz skupiam się głównie na relacjach Yato x Rabo , Yato x Hiyori oraz wprowadzaniu dodatkowych postaci, które będą niezbędne w dalszych częściach. 



Ale jak wyżej, obiecuję, że dla wszystkich fanów ''Yukkine rebel'' w tej powieści też się coś znajdzie. Czytajcie uważnie, a znajdziecie ;)


środa, 16 listopada 2016

Rodział 6 ‘’Twarze, białe włosy i tama’


* https://www.youtube.com/watch?v=rbpjzePsmlw&index=54&list=LLZo_wKaqImTb6QthZEb9xWQ *  

           
Niewidzialni chłopcy kontrastowali z wszechobecną brudną bielą okoloną bezdenną szarością świata. A pojedyncze płatki śniegu, kpiąc z boga, nadal identycznie jak tej pamiętnej nocy.

Kolejne zlecenie. Kolejne 5 jenów. Kolejny dzień bez Hiyori.
Minęły już cztery. Cztery cierpkie dni bez tej wiecznie uśmiechniętej, czasem nawet infantylnej dziewczynki, która tyle dla niego znaczyła. Yukkine był młody, a wiarę zabija się długo.
Wierzył, że dobro może jeszcze zwyciężyć.
Że sobie przypomni.
Mógłby to olać. Przecież go pamiętała. Przecież nawet raz przyszła pogadać. Ale…

Yato.
Nie mógł go tak zostawić. Pomijając to, że i tak nie miał wyboru (ryby i trupy głosu nie mają J ) to błękitnooki zwyczajnie sobie nie radził. Wykonali masę zleceń, wzbogacali się i plan wybudowania świątyni był coraz bliżej- ale z niego, jak z przekłutego balona, uciekało całe powietrze. Nie miał werwy, zadania wykonywał po prostu poprawnie, całe wieczory włóczył się, powodując, że Yukki nie mógł spać.
(Gdy pana trapią jakieś troski, oręż cierpi na bezsenność )
Tak, jakby on wiedział coś czego młody się nie domyślał.

To też męczyło nastolatka. Zimny Yato rozmawiał z nim, a tak naprawdę, wydawał tylko polecenia, ale nie było to takie jak kiedyś. Dopiero teraz widział jaką twarz może pokazać jego mistrz.
Ciekawe, która była prawdziwa…

Gdy wpadł mu na plecy automatycznie się wystraszył. Daikoku powiedział kiedyś: ‘’Miej się na baczności. Nigdy nie wiadomo co mu strzeli do łba’’. Ale Yato nie poruszał się.
Obszedł go dookoła.

- Nora.
Nie wyczuł jadu sączącego się z jego ust jak krew ze świeżej rany. Był zbyt rozradowany poznaniem imienia czarnowłosej piękności z huśtawki.

-Witaj, boże wojny i deprawacji Yaboku. Ile to już wieków?
Przyjrzał się stojącemu obok niej mężczyźnie. Z Norą łączyły go jakieś więzy podobieństwa, tak samo złowrogie oczy i staroświecki ubiór. Pewność siebie zauważalna z daleka.

-Za mało.
Znak rozjaśnił się. Stal obydwu mieczy błysnęła. A wszystko działo się szybko; idealna synchronizacja, zabójcza celność i ognista pasja.

Oczy dzieciaka były takie wielkie, choć tak chciał je zamknąć…

***

            Wybrzmiał dzwonek niczym najczystszy z dźwięków wolności. Młodzież wytoczyła się ze szkoły gwarnym tłumkiem. A wśród nich Ikki Hiyori.
Ostatnimi razy wiele zmieniło się w jej życiu. Ewidentnie coś nie grało. Brakowało czegoś.

Lub kogoś.

Łudząc się fałszywym szczęściem z wyzdrowienia (od kilku dni była rześka i ani razu nie odleciała) niby uważnie słuchała przyjaciółek.
Poczuła delikatne ukłucie gdy ją zobaczyła. Tajemnicza dziewczyna. Siwe włosy.

Ea Missum.

Koleżanki magicznie zniknęły. Podchodziła doń jakby tylko muskała podłoże, a cały świat rozmazywał się w barwach niedoszłego malarza. Zbliżyła się do rażąco zimnej skóry odczuwając w tym jakąś dziwną przyjemność. Chudziutkie palce przytuliły ją do siebie.

***
            Yato wykorzystywał go już wielokrotnie. Zabijali ayakashi, rozcinali więzi (ewentualnie smarowali masłem kanapki ;’) ), ale nigdy nie walczyli z bogiem i jego orężem. świętą bronią.
Krzyczał przy każdym uderzeniu.

Ale nie przestawali. Yato pozostał niewzruszony. Białe włosy do pasa, niczym wstęga podążały za nim. Nora jednak, choć idealnie posłuszna, była trochę zdziwiona. Czemu on tak przeżywa?...
Szybkim ciosem bóg wojny zmusił przeciwnika do odwrotu. Wpadli na pusty plac ani przez chwilę nie przerywając walki. Ani jedna kropelka potu nie spłynęła z idealnych skroni nie tłumiąc czystych dźwięków stali.
Rabo zaświecił czerwonym okiem, a śnieg zamienił się w wodne macki. Ale czymże jest lód w porównaniu do stali? Sparowane ostrza ugięły się pod ciężarem.

A błękitne oczy zaszły mgłą przeznaczenia.



***
            Poruszała  się delikatnie i zgrabnie nawet gdy nie biegła. Jakby pamiętała o dawno wypartym szacunku ludzi do Matki Ziemi.
            Nawet nie wiedziała kiedy znalazły się na tej ławeczce pod ośnieżoną wiśnią, gdzie często obserwowała z koleżankami zakochane parki.

-Nie jesteś szczęśliwa, choć byłaś.- stwierdziła po prostu.
Na nieszczęście, wzbudziła w Hiyori iskrę. A iskra przeszła do głowy budząc myśli.
Fala wspomnień uderzyła w tamę zapomnienia.

-Ja…- nie wiedziała co powiedzieć.
Czuła się… pusta. Wyprana z emocji, jak za wiele razy prany podkoszulek. Ale nie wiedziała dlaczego.
Przecież nic się nie zmieniło…

-Naprawdę nie pamiętasz.- nie była zaskoczona. Ujęła jej rączki w swoje delikatnie podnosząc kąciki ust.- Nie martw się. Pomogę.
Białe dłonie zbledły jeszcze bardziej, choć nie wiedziała, że to możliwe. Gdzieś w środku różowookiej rozpłynęło się ciepło, jak pierwszy promień słońca przedzierający się przez mrok.

Światło.
Błękitne oczy.
Ciepło.

W tamie pojawiła się niewielka wyrwa.

***

            Stal zarysowała beton. Wysokie buty zgniotły skwierczący śnieg.
A z mgły wyłonił się bóg wojny o oczach, które pochłaniały duszę i dłoniach deprawujących ciało.
Wargi białowłosego wygięły się we władczym uśmiechu.
-Chodź, zabij mnie!
Mała Nora mimowolnie się wzdrygnęła.

-YATO!
Stanął zdziwiony patrząc na miecz w swojej dłoni.

-Prze.. stań..
Cicho uwolnił broń ukazując zebranym przerażonego, powstrzymującego łzy Yukkine. Zamknął oczy.
Znów był sobą. Misja nieudana.

-Odejdź, bo spełnię Twoje życzenie! – powiedział zdecydowanie, ale bez gniewu.
Rabo skrzywił się nienawistnym wzrokiem mierząc blondynka.

- Jeżeli chcesz je odzyskać, wiesz gdzie szukać.
Nora podrzuciła malutką kulę tak, że przez chwilę zamarło mu serce. Gdy chwyciła bożka za rękę zniknęli.

-Nie czas na wyjaśnienia. –odparł Yato widząc minę chłopaka- Musimy znaleźć Hiyori. Grozi jej niebezpieczeństwo.

***
Zasiedziały się. Latarnie rzucały już długie cienie, gdy szły ramię w ramię po brukowanym chodniku.

-Hiyori!
Yukkine wyłonił się w nicości, zatrzymując się kilka centymetrów od nieźle zdziwionej twarzy.

-Pali się?
Był tak zasapany, że nie mógł odpowiedzieć od razu.

-Nie, gorzej… Jesteś w…

-Hym… - odchrząknął Yato zza jego pleców. 
Spojrzała na nowo przybyłego chłopca.

Poraziło ją światło latarni.
Znów ciepło…
Błękitne oczy.

-Odprowadź Hiyori do domu Yukkine.
Tego tonu nie dało się zakwestionować. Ochoczo chwycił koleżankę za nadgarstek odrywając się od pana, który tak mącił mu w głowie.

-Ty zostajesz.- błękit zmierzył się z zielenią- Pogadamy sobie.



***
Dziś dość krótko.

Jestem fanką podkręcania akcji do maksimum. Uwielbiam, gdy nie można oderwać się od lektury, dzięki odpowiedniemu zarysowaniu akcji i przedstawieniu postaci.
I, choć dopiero się uczę, to właśnie do tego dążę.

Fajnie by było gdyby i w prawdziwym życiu taka Ea przybiegła na pomoc.
Przydałaby się :)

Jeżeli Ci się podoba--> zostaw po sobie znak! 


wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 5 ‘’PS3, huśtawka i śpiąca królewna’’







Ten rozdział, chyba jeden z moich ulubionych, chciałabym zadedykować Mojrze. Chciałam już się poddać (tak, przy 3 rozdziale), a Ty zmotywowałaś mnie do pracy :D 
Bogowie są Ci wdzięczni ;)




* https://www.youtube.com/watch?v=7Ap_nc9ez3k* To mój ulubiony oppening na 'całym bożym świecie' Wsłuchajcie się w to szaleństwo okraszone błyskotliwym sarkazmem*


Topniejące płatki śniegu  na brązowych włosach okalały policzki różowe jak jej oczy. I ten uśmiech, zimny i obcy, jakby jedynie namalowany.

W korytarzu pojawił się Yaboku, jeszcze nic nie podejrzewając.

- O, Yukkine, nie wiedziałam, że oczekujesz gościa!- wyciągnęła rękę do dresa- Ikki Hiyori, miło poznać!

Nie przyjął powitania, zbytnio zaszokowany.

-Nieśmiały.- zwróciła się do Yukkiego, całkiem nie zniechęcona- Możesz go kiedyś zaprosić na PS3. Skończymy tą grę o zombie.

(Hiyori co tydzień zabiera blondyna do centrum handlowego i pozwala wziąć co zechce. Ostatnio kupili PS3, często razem grają).

-Zostawię was samych. – otworzyła drzwi wpuszczając lodowate powietrze.- Do jutra!

Był tak zdziwiony, że ledwo stał.

- Co jej się stało?!- zwrócił się do boga, który siadł na podwyższonym krawężniku i ukrył twarz w dłoniach.

-Te oczy…- Yukki nie widział jeszcze płaczącego pana, ale zdawało mu się, że dzis będzie ten ‘’pierwszy raz’’
-Widziałem je już wcześniej. Ona… zapomniała. Zapomniała o mnie…

Oręż nie czuje bezpośrednio trosk pana? Kłamstwo.
Dzieciakowi coś skręciło kiszki.

-W tak krótkim czasie? Wyszła tylko do sklepu…
To niemożliwe, prawda?!

Mimo, że czekał na odpowiedź nie otrzymał jej spod maski tych wielkich, błękitnych oczu z takim bólem wpatrzonych w drzwi.

            Kofku, ze zmarszczonymi brwiami, myślała intensywnie, w rytmie tylko sobie znanej melodii uderzając nóżkami o parkiet.

-Można coś zrobić?- Yukkine zwołał naradę w salonie i opowiedział o zajściu.

Siedzieli tam więc teraz; wypełniony jeszcze nadzieją Yukki, zamyslona Kofku, załamany Yato i chętny do działania Daikoku.
- Pójdę jutro do biblioteki, poszukam podpowiedzi.- powiedział ten ostatni zaciągając się nikotynową rozkoszą.- A jeżeli nie to spytamy Tengina. On zawsze pomaga.
Młody nie pytał kto to. Ważne, że mógł pomóc.

-To nic nie da.- głos różowej nabrał nagle ciemnej barwy.- Zapomniała tylko Yattka. To amnezja częściowa. Potrzebny jej bodziec.

-Co masz na myśli?- zapytał milczący do tąt Yato.

- Coś co wybudzi ją z letargu. Kwintesencja waszej znajomości.
Jeżeli to oczywiście amnezja.

Spojrzała na boga w dresie znacząco.
Ktoś mógł pomóc jej zapomnieć i on dobrze o tym wiedział.

***

Odwiedzili już wszystkie miejsca, w których bywali. Czarnowłosy bóg niestrudzenie tłumaczył jej jak go uratowała, pytał o ilość kelnerek w restauracji (znów odpowiedziała dwa ;-; ), zainicjował walkę z ayakashi na polu kapusty i przywołania Yukkine.
Nadal pusty wzrok i pusty uśmiech.

W końcu zatrzymali się, by odpocząć.

- Mieliście naprawdę świetne wspólne przygody.- odparła w końcu.- Chciałabym być wtedy z wami!

Załamany Yato kucnął na piętach.

- Ależ byłaś! Byłaś cały czas…

Yukki jeszcze próbował. Stał i tłumaczył, pokazując znak na barku, nawet cytując jej własne słowa. Potakiwała ze zwykłej grzeczności nic zapewne nie rozumiejąc.

‘’Coś co wybudzi ją z latargu.’’

Znał jeszcze jeden sposób.
Plan ‘’z’’ ostateczny, schowany dotąd w głębi podświadomości.
Nigdy wcześniej tego nie robił. Ale nie od wczoraj był bogiem, nie?

-Yukkine idź się gdzieś pokręcić.

-Ale ja tez chcę pomóc!- widząc jednak stanowczość oczu Yato odpuścił.
-Hiyori, Emm… mam ważną sprawę na mieście. Na razie!

Pomachała mu na odchodne, a z jej twarzy nie schodził ten pusty uśmiech. Podszedł od tyłu muskając jej ucho oddechem.

-Tylko się nie wystrasz.

***
            Yato na ogół był dziwny, co wiedział każdy kto trochę dłużej z nim przebywał. Sam dres i zachowanie czasem nie przystające przedszkolakowi- szanował mistrza, ale czasem po prostu nie dało się nie skomentować tego co robił.
Przed chwilą nie był jednak dziwny. Był straszny i władczy.

Taki za jakich Yukkine miał bogów za życia.

Przelotnie młody nawet wystraszył się, że zrobi coś biednej Hiyori, ale zaraz odgonił tę myśl.
Przecież go znał!

Jego wiara miała zostać zaraz zachwiana.

Z braku pomysłów siadł na pustej o tej godzinie huśtawce, odbijając się lekko nogami od ziemi. Nie myślał pogrążony w specyficznym letargu, jak człowiek wpatrzony w wahadło zegara.
Nie zauważył nawet gdy się zjawiła.

Podświadomie wiedział, że nie jest zwyczajną nastolatką.

Miała chyba tyle lat co on. Jej czarne, rozwiane włosy uporczywie przesłaniały spowite nutką tajemniczości piękne oczy.
Nie żeby jej to przeszkadzało.
Jej zgrabne ciałko okalał stary model yukkaty. Nie był typowym lalusiem patrzącym tylko na wygląd- przecież równie pięknie prezentowała się w tym modelu kontrastującym z włosami, z pasem pod kolor oczu.
Siadła na huśtawce obok bujając się wyżej niż on.

-Jesteś nowym orężem Yato.- stwierdziła.
Miała taki inny od reszty, niski głos.

-Rze.. czywiście.
Miała w sobie coś takiego, że zaczął się jąkać.

-Otórz widzisz.- spojrzała na zaciekawionego chłopca.- Ja też.
Przysłowiowa szczęka opadła mu na samą podłogę. Ale coś, jakaś przemożna siła, zakazała mu okazać zdziwienie.

-Ooo… nie wiedziałem, że Yato ma jakiś inny oręż. – spróbował się uśmiechnąć, co wyszło dość kiepsko- Witaj w spółce Yato!

Podał jej rękę. Przyjęła ją.
Głównie z ciekawości.

Nikt nie traktował jej w ten sposób.

-Powiedz Yukkine:
co robiłeś wcześniej?
Zamyślił się wpatrując w jej ruchomą sylwetkę.

-Nie mam pojęcia. Wiem, że umarłem. Długo unosiłem się w białej nicości. A potem był tylko Yato.

Już otworzyła usta, by zadać cios ostateczny. Nie spodziewała się takiego obrotu akcji.

-A Ty?- zapytał
- Długo z nim jesteś? I czemu nigdy o Tobie nie mówił?
Co miała zrobić? Powiedzieć prawdę?...
Zawsze robiła co jej kazano. Spełniała każdą zachciankę ojca.

Raz wybór należał do niej.

-Bardzo długo, dlatego mnie nie używa. Mieszkam gdzie indziej. – odparła prawie zgodnie z prawdą.
Szybko zeskoczyła z huśtawki zbliżając się do młodego.

Ładnie pachniał.

-Zapytaj o mnie Yaboku. I o nasze wspólne… osiągnięcia.
Niech Ci wyjawi największy sekret boga.

Rozpłynęła się w mroku pozostawiając go na pastwę myśli.

***

            Była leciutka, nawet w cielesnej formie. A może to go ponosiły hormony? …

Podskoczył z gracją lądując na kolejnym budynku. Zamarła, ale nie zamknęła oczu, zaszokowana, ale i zauroczona.

Jak za pierwszym razem, gdy to robił.

-To było… wow!

Zgrabne nóżki zeskoczyły na asfalt. Byli w parku, jaskrawe światła przebijały się przez ciemne korony ośnieżonych drzew.

-Chodź.- pociągnął ją za rękę.
Jeszcze nigdy nie był tak zdecydowany.

-Ładnie tu…- szepnęła.
I rzeczywiście było. Śnieg znów zaczął delikatnie sypać, a atmosfera zrobiła się magiczna. Jej wzrok przyciągała szczególnie granatowa tafla zroszona tysiącami płatków, niczym wierne odbicie nieba.

Ale on patrzył tylko na nią. Na różowe oczka przepełnione zachwytem, na podkreślające je, uwypuklone zimnem policzki. Ten prawdziwy uśmiech wypełniony dziecięcą radością, miękkie fale spadające kaskadami włosów.

Nie mógł jej stracić.
-Hiyori…- nie chciał się plątać. Takie rzeczy powinno się mówić jak należy.
Patrząc jej prosto w oczy urzeczywistnił myśli:- Dla Ciebie byłoby pewnie lepiej gdybyś mnie nie pamiętała. W końcu to i tak by się stało, a Ty nie zdążyłaś się jeszcze… przywiązać.
Ale ja tego nie zaakceptuję.
W jedną chwilę znalazł się obok, dalej mówiąc mrukliwym szeptem.
-Kiedyś, z parapetu jednej z chałup widziałem pewną bajkę. Była o dziewczynie, która zasnęła przez złą czarownicę, a książę obudził ją… pocałunkiem.
To powinno zadziałać.

Tak usilnie wmawiał sobie, że to nic, że naprawdę w to uwierzył.
Stała tuż tuż, tak osłupiała, że nie doszły do niej jeszcze czyny ukryte pod słowami.

-Tylko się nie ruszaj.

W tym momencie musicie pamiętać, że Yato to nie zwykły chłopak, a bóg. Nie znał pożądania jakie my znamy, ani miłosnego egoizmu.
Jeszcze nigdy nie kochał w ten sposób.
Chciał pocałować Ikki Hiyori, by pomóc jej sobie wszystko przypomnieć. Nie rozumiał konsekwencji takich czynów- tego, że nawet gdyby sobie przypomniała to w tym pocałunku zawsze widziałaby coś więcej, nigdy tego nie akceptując.
Tak się jednak nie stało.

Odepchnęła go, niezbyt delikatnie, gdy już czół jej płytki oddech.

-Kim pan jest?!
Proszę mnie zostawić!
I odbiegła. Śledził dziewczęcą kurteczkę wzrokiem.
Płacz? Tu nawet morze łez by nie pomogło.

Ale przeszło mu gdy zobaczył, tam w krzakach, ją.
Uśmiechniętą.
Podrzucającą nieuważnie małą, przeźroczystą kulkę.

Która była lekiem na jego cierpienie.


***
DLACZEGO YATORI? 


Yatori, czyli, jakby ktoś nie wiedział, parring Yatka i Hiyori to mój ulubiony, więc po prostu nie mogłam go tu nie wprowadzić. 
Jednak pomijając już moje odczucia, miliony fanartów;

I ogromną ilość fanfików (jeżeli chcecie w następnym poście podam linki do, moim zdaniem, najlepszych) ten parring ma rację bytu. 

Noragami to anime, a jak wiecie, romans w tym gatunku rządzi się swoimi prawami. Tą serię pokochałam właśnie dlatego, że jest ''głębsza'' i bardziej tajemnicza- nie podaje nam wszystkiego na tacy, ale skłania do przemyśleń. I oglądając trzeci czy czwarty raz serię można dostrzec mnóstwo wątków Yatori. Ja, swoją teorię spróbuję poprzeć tymi najoczywistszymi.


1. Pierwsze zapomnienie Hiyori 
 Rzeczywiście, tu można by się spierać. Bo może (jak w rozdziale powyżej) Yato chciał tylko odzyskać przyjaciółkę? Nie mógł sobie pozwolić na utratę jeszcze kogoś?
Ale takie sceny są, moim zdaniem, ważne. Mogą być zalążkiem uczucia, a na pewno świadczą o przywiązaniu. Biorąc pod uwagę, że Hiyori nie ma żadnych konkurentek, bóg w nastoletnim ciele łatwo może poczuć coś więcej :) 

2.Nieczyste zagranie Rabo


I tu już ciężko zaprzeczyć animcowej logice. Tak w ogóle to uwielbiam tą scenę. Tyle wnosi!
  • Sposób w jaki Yato obchodzi się w nieruchomym ciałem Ikki
  • Jego ''puchata chusteczka'' na jej dłoni (według logiki anime: daje fragment ubrania=kocha)
  • Nienawiść do tego, który ją skrzywdził (przecież wcześniej tak usilnie nie chciał zabić Rabo)
  • Gdy bohatersko rzuca się by ją ratować (!!!)
  • I, oczywiście, moment z gifu powyżej, gdy zaklęcie łamie jedynie jego zapach. 
Moim zdaniem już ją wtedy kochał. A zabronienie przez nią rozcięcia więzi i końcowe zdanie: ''Chcę z Tobą zostać na zawsze'' świadczy, że ona go też.
Ale nie wtedy było na to za wcześnie. Twórcy wiedzą co dobre i muszą jeszcze trochę to rozkręcić.


3. Oppening 2 sezonu


Bardzo szybko pokazana sena (zdjęcie powyżej) oppeningu jest najmniej sugestywna ze wszystkich. Np. w Soul Eater dwie główne postaci też zostały pokazane razem, ba, trzymając się za ręce, a nie zaiskrzyło między nimi (przynajmniej z tego co wiem).
Moim zdaniem jednak obydwa oppeningi i endingi są mocno nastawione na Yatori. Tak jak z resztą cała seria- nie otwarcie, ale dzięki niewielkim sugestią pokazuje nam uczucia i perypetie bohaterów.
Macie tu linki, oceńcie sami;
https://www.youtube.com/watch?v=aZenmeRytEM --> 1:08. Zwróćcie uwagę na przedstawienie bohaterów
https://www.youtube.com/watch?v=GrwIR237IK4 --> 0; 55 Wzrok Yatka. No cudo <3 

4. W krainie ciemności

To chyba najbardziej sugestywna scena. Izanami, królowa ciemności, zamienia się w osobę ''najbardziej drogą patrzącemu'' a Yato zobaczył Hiyori (tak prawie. chcecie się dowiedzieć od kogo korale we włosach? piszcie w kom!), która jednoznacznie chciała go pocałować.
A on? Stoi bez ruchu, cały czerwony, ale jej nie odpycha. To w anime oznacza jedno :D

Mam nadzieję, że przekonałam niedowiarków. Yatori górą!
A, jeżeli jak ja, jesteś fanem tego parringu, wejdź na mojego pierwszego posta- choć po angielsku jest tam coś co może urzec niejednego. Uwaga są tam spojlery!